środa, 13 marca 2013

Rozdział 4 - Miłość? Nie to nie to.

Sobota zbliżała się coraz szybciej, a Tonks zamiast zdrowieć, rozchorował się jeszcze bardziej. Czuła się gorzej, a za każdym razem gdy kaszlała, czuła jakby miała wypluć płuca. Syriusz martwiąc się o kuzynkę, starał się pomóc jej jak najbardziej mógł. Miała wsparcie w nim i w Remusie, który kiedy tylko mógł, spędzał z nią każdą wolną chwilę. Łapa był tak dobry i poprosił Marie, aby zbadała Tonks. Siedząc w pokoju, hiszpanka dokładnie osłuchała różowowłosą, sprawdziła jej gardło.
- No cóż, Tonks, to nie wygląda najlepiej. Masz zapalenie płuc. - powiedziała Maria, zbierając swoje rzeczy.
- Zapalenie? A ile ono może trwać? - spytała Tonks, ochrypłym Tonem.
- Od tygodnia do 3. Ale nie bój się, jak będziesz brała regularnie lekarstwa, to wyzdrowiejesz szybciej. - uśmiechnęła się. - Dam tą listę dla Syriusza, on ci wszystko kupi. No to zdrowiej i do zobaczenia na spotkaniu. - po czym wyszła z pokoju.
Tonks prychnęła pod nosem, po czym oparła się o ścianę i wyjęła książkę, po czym pogrążyła się lekturze. W pewnym momencie, usłyszała kroki po schodach, a po chwili w jej pokoju zjawiła się jej matka z kuzynem.
- Andromedo, mówiłem ci że Tonks nie czuje się dobrze, żeby ją ktokolwiek odwiedzał, a wszczególności ty.
- Ja? Ja przecież jestem jej matką - powiedziała Dromenda, po czym podeszłą do córki i przytuliła ją.
- Mamo, przecież napisałam ci, że dam sobie radę. - mruknęła Tonks, patrząc na matkę.
- Musiałam Cię odwiedzić, radziłabym ci się cieszyć, że tu nie przyszedł tata. Syriusz, zostawisz nas same?
- Tak, jasne. Tylko zaraz Tonks będzie mieć gościa, twój książę przyjdzie. - mruknął ironicznie Syriusz, po czym wyszedł z pokoju.
- Ech, zabije go kiedyś. - syknęła różowowłosa.
- Chodzi o tego Tima, przyjdzie tu? To dobrze, miło będzie go poznać. No wiesz, z bliska - powiedziała, z nutą ironii w głosie Andromeda.
- Mamo, proszę cię. Ty kogo byś wybrała mi na męża, co?
- No nie wiem, hm. Wiem, Remusa. Jest idealny. No może oprócz wilkołactwa  ale jest idealny. Mądry, miły, lubię go, tata też.
- Remusa? Mamo, ty to masz pomysły. Remus to tylko mój przyjaciel, nikt więcej.
- Mów co chcesz, ja i tak wiem swoje - mruknęła Andromeda, siadając obok niej.
- Zamierzasz tu czekać na przyjście Tima? - spojrzała na nią Tonks.
- Nie martw się, szybko wyjdę. - uśmiechnęła się Dromeda.
Po 15 minutach usłyszały pukanie do drzwi, lecz żadna z nich nie odpowiedziała, a środku pojawił się Tim.
Dziś był ubrany w skórzaną kurtkę i uśmiechał się delikatnie, po czym spojrzał na Andromeda i uśmiech jakby trochę zniknął.
- Dzień Dobry, Andromeda Tonks, prawda? Miło mi jestem Tim. - wyciągnął do niej dłoń.
- Mi też bardzo miło, mam nadzieję że będziesz się dobrze bawić. - mruknęła ironicznie, po czym wyszła z pokoju, zostawiając ich samych.
- Jak się czujesz? - spojrzał ponowie na różowowłosą, siadając obok niej.
- Tak jak wyglądam. - mruknęła, po czym westchnęła cicho.
- Ale ty zawsze wyglądasz pięknie, więc nie rozumiem sensu. - zaśmiał się, po czym pocałował ją delikatnie w policzek. - Martwiłem się o ciebie.
- Na prawdę? Syriusz z powodu mojej choroby, cały dom postawił na nogi. - zaśmiała się delikatnie.
- Cudownie się śmiejesz, mógłbym słuchać tego cały czas. A twoje usta mógłbym pieścić cały czas. - mówiąc to, położył rękę na jej policzku i kurczowo przycisnął swoje usta do jej. Gdy skończył, Tonks cofnęła się nieco jak oparzona i spuściła wzrok.
- To dla mnie za szybko, Tim...
- Daj mi szansę, Tonks. Spróbujmy, jeśli nam nie wyjdzie, po prostu zostaniemy przyjaciółmi, dobrze?
- Ech, no dobrze, skoro chcesz. - uśmiechnęła się, podnosząc wzrok, po czym znów poczuła jego usta na swoich.

***
Króciutki rozdział z powodu nauki. Przepraszam. (:

xoxo, 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz